Między innymi strunami
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
6 lat temu
-
4 miesiące temu
-
-
11 lat temu
-
10 lat temu
-
12 lat temu
Między stronami
-
5 lat temu
-
8 lat temu
-
1 tydzień temu
-
12 lat temu
-
14 lat temu
Rating My Music
wtorek, 20 stycznia 2009
wróble grają na banjo (w Chinach i Afryce też)
Na Abigail Washburn natknąłem się podczas szukania w czym to Béla Fleck prócz swoich solowych projektów i płyt nagranych z The Flecktones maczał jeszcze swoje zdolne palce. Fleck bowiem prócz grania na banjo w przedsięwzięciach firmowanych jawnie swoim nazwiskiem produkuje również płyty różnych artystów, czasem gościnnie na nich występując. Tak było z Alison Brown, na której albumie "Fair Weather" z roku 2000 nagrali wspólnie ścieżkę "Leaving Cottondale", nagrodzoną później Grammy w kategorii "najlepszy instrumentalny utwór country"; tak też jest z inną grającą na banjo i śpiewającą dziewczyną, Abigail Washburn. Fleck wyprodukował jej debiutancką solową płytę "Song of a Travelling Daughter" (Nettwerk, 2005) i zagrał na niej w paru utworach. Współpraca ułożyła się na tyle dobrze, że wkrótce zespół Abigail ograniczony został do kwartetu - oprócz dwojga artystów grających na banjo są jeszcze Ben Sollee na wiolonczeli i Casey Driessen na skrzypcach, również występujący na "Song..." - i pod szyldem "Abigail Washburn & The Sparrow Quartet" wydali pod koniec ubiegłego roku fenomenalny krążek, którym tak skrótowo acz szczerze zachwyciłem się w poprzedniej notce.
Płyty Abigail podpadają pod moją ulubioną kategorię, czyli nagrań, których nie sposób skategoryzować - próba wciśnięcia ich w jakąkolwiek szufladkę z konkretną nazwą jest niezmiennie krzywdząca i upraszczająca. Po pierwsze, znajdą się tutaj rzecz jasna utwory pochodzące z tradycji amerykańskiego folku ("Who's Gonna Shoe", "Banjo Picking Girl"). Po drugie, mnóstwo też tu utworów ocierających się o styl, którego wykonawców nazywa się za Atlantykiem "singer-songwriter" - po polsku możnaby powiedzieć "bardowie", gdyby nie fakt, że pod tę kategorię podpadają zarówno Bob Dylan jak i Joni Mitchell, Paul Simon, Joan Baez i Ani DiFranco; do tej drugiej kategorii zaliczyć można "Great Big Wall of China", ale i własne, minimalistyczne (tylko głos - ale jaki! - i banjo) wykonanie "Nobody's Fault But Mine". Są też zaskakujące kompozycje inspirowane muzyką chińską i śpiewane przez Abigail po mandaryńsku (artystka spędziła parę lat w Chinach i od tamtej pory jest zafascynowana tamtejszą kulturą). Sam tytułowy dla pierwszej płyty utwór "Song of a Travelling Daughter" jest parafrazą klasycznego chińskiego wiersza, którego tytuł w angielskim przekładzie brzmi "Song of a Travelling Son". Na "Sparrow Quartet" jest natomiast "Kangding Qingge":
Jakby tego było mało, prawie każdy utwór to bogato zaaranżowana perełka odwołująca się do stylu new acoustic, w którego tworzeniu i redefiniowaniu na początku lat 90' Fleck miał przecież znaczący udział (i w sumie wciąż ma, z każdą kolejną wydaną płytą). I jak zwykle na płytach związanych z tym nurtem zadziwia ogromna energia płynąca z utworów mimo braku jakichkolwiek instrumentów perkusyjnych, i to jak wybrane instrumenty (lub ich grupy) w różnych momentach wymieniają się funkcją sekcji rytmicznej - świetnie słychać to we wspaniałym "Strange Things" z płyty "Sparrow Quartet", najlepszym chyba utworze tego CD, ale też w "A Fuller Wine" z tego samego krążka:
Z ciekawostek warto jeszcze zwrócić uwagę na technikę gry na banjo, stosowaną przez Abigail, zupełnie różną od tego, co robi Béla Fleck. Podczas gdy Fleck używa tzw. "techniki trzech palców", w której struny szarpane są specjalnymi pazurkami zakładanymi na trzy palce prawej ręki, Abigail raczej uderza niż szarpie struny i robi to bezpośrednio za pomocą paznokci (technika "clawhammer"). W efekcie dźwięk banjo Flecka jest krystalicznie czysty, podczas gdy banjo Abigail brzmi bardziej matowo i pełni rolę głównie podkładu rytmicznego - dzięki czemu pomysł zespołu zawierającego 2x banjo, skrzypce i wiolonczelę okazuje się być równie sensowny, co dwie gitary, perkusja i bas.
Skoro już mowa o Flecku, to trzy radosne wiadomości z akustycznej planety.
Po pierwsze, długo oczekiwany projekt - podróż Flecka do Afryki ("Throw Down Your Heart - Béla Fleck takes banjo back to Africa") i związane z tym sesje z udziałem tamtejszych muzyków oraz film kręcony w trakcie tej podróży - stanie się wreszcie dostępny dla szerszej publiczności, i to już w marcu. Film był do tej pory pokazywany tylko na festiwalach filmowych w USA, ale ma wkrótce zostać wydany na DVD - pewnie będzie to jedyna możliwość obejrzenia go w Polsce, chyba że ktoś wpadnie na pomysł ściągnięcia go tu np. na jakiś przegląd filmów dokumentalnych. Co ważniejsze, materiał muzyczny z sesji zorganizowanych w Afryce ukaże się wkrótce na oficjalnej płycie, zatytułowanej - uwaga - "Tales from the Acoustic Planet III: The Africa Sessions". Biorąc pod uwagę dwie poprzednie części "Tales..." można być spokojnym - jak zwykle czekamy na materiał z najwyższej półki.
Pomysł Flecka polegał na tym, by poszukać w Afryce, kolebce banjo, instrumentów mogących być pierwowzorem jego własnego oraz muzyków na nich grających, i znaleźć miejsce dla dzisiejszego banjo w muzyce jego przodków. Już udostępnione fragmenty muzyczne budzą dreszcz na plecach - wygląda na to, że udało mu się całkowicie. Efekt jest tym piękniejszy, że Fleck nie stroi się na gwiazdora, który przyjechał pograć z nieznanymi nikomu muzykami - traktuje ich twórczość i dziedzictwo z głębokim szacunkiem i pokorą i faktycznie, stara się dopasować siebie i swój instrument do zastanej kultury bardziej niż zrobić z nich tło dla swoich wirtuozerskich popisów (o co byłoby łatwo).
Więcej informacji na stronie tego projektu: Throw Down Your Heart - są sample muzyczne i trailer filmu.
Po drugie, szykują się koncerty trio w składzie Béla Fleck, Edgar Meyer i Zakir Hussein, po czym również powstanie płyta, prawdopodobnie na podstawie zarejestrowanych koncertów uzupełnionych materiałem studyjnym. Poprzednio współpraca Flecka i Meyera zaowocowała płytą "Music For Two" (Sony, 2004) - zapisem ich wspólnych tras koncertowych (panowie grają razem już wiele lat i są prywatnie bliskimi przyjaciółmi). Płytą świetną, choć nieco przeintelektualizowaną - istnieje szansa, że w poszerzonym składzie, gdzie artyści nie będą w stanie przewidzieć każdego swojego ruchu, da się tego uniknąć.
Po trzecie, prawie cała ubiegłoroczna trasa koncertowa duetu Flecka z Chickiem Coreą (zahaczyła również o Polskę w ramach JVC Jazz Festival) została zarejestrowana i ma z tego być jakieś wydawnictwo. Panowie nie uzgodnili jeszcze podobno czy wydadzą jeden najlepszy koncert w całości, czy wybiorą po najlepszym wykonaniu każdego z utworów z wszystkich nagranych koncertów - mniejsza z tym, grunt że będzie dobra płyta "na żywo", uzupełniająca świetny CD "Enchantment" (Universal, 2008) tego duetu.
Na koniec ciekawostka: z ostatniego pobytu w Polsce Fleck na swoim blogu nie ma zbyt miłych wspomnień - rozwodzi się głównie nad tym, jak to przytrzasnął sobie palec drzwiami w hotelu. Wspomina również Salę Kongresową i fakt, że dziesięć lat wcześniej występował tam z Flecktonami (Warsaw Summer Jazz Days, bodaj w 1996). Wpis kończy się smutnym stwierdzeniem, że na pytanie Chicka o obecnych na sali bandżystów widownia odpowiedziała głuchą ciszą. Faktycznie, rozejrzałem się - Staśka Wielanka nie było wśród publiczności.
Płyty Abigail podpadają pod moją ulubioną kategorię, czyli nagrań, których nie sposób skategoryzować - próba wciśnięcia ich w jakąkolwiek szufladkę z konkretną nazwą jest niezmiennie krzywdząca i upraszczająca. Po pierwsze, znajdą się tutaj rzecz jasna utwory pochodzące z tradycji amerykańskiego folku ("Who's Gonna Shoe", "Banjo Picking Girl"). Po drugie, mnóstwo też tu utworów ocierających się o styl, którego wykonawców nazywa się za Atlantykiem "singer-songwriter" - po polsku możnaby powiedzieć "bardowie", gdyby nie fakt, że pod tę kategorię podpadają zarówno Bob Dylan jak i Joni Mitchell, Paul Simon, Joan Baez i Ani DiFranco; do tej drugiej kategorii zaliczyć można "Great Big Wall of China", ale i własne, minimalistyczne (tylko głos - ale jaki! - i banjo) wykonanie "Nobody's Fault But Mine". Są też zaskakujące kompozycje inspirowane muzyką chińską i śpiewane przez Abigail po mandaryńsku (artystka spędziła parę lat w Chinach i od tamtej pory jest zafascynowana tamtejszą kulturą). Sam tytułowy dla pierwszej płyty utwór "Song of a Travelling Daughter" jest parafrazą klasycznego chińskiego wiersza, którego tytuł w angielskim przekładzie brzmi "Song of a Travelling Son". Na "Sparrow Quartet" jest natomiast "Kangding Qingge":
Jakby tego było mało, prawie każdy utwór to bogato zaaranżowana perełka odwołująca się do stylu new acoustic, w którego tworzeniu i redefiniowaniu na początku lat 90' Fleck miał przecież znaczący udział (i w sumie wciąż ma, z każdą kolejną wydaną płytą). I jak zwykle na płytach związanych z tym nurtem zadziwia ogromna energia płynąca z utworów mimo braku jakichkolwiek instrumentów perkusyjnych, i to jak wybrane instrumenty (lub ich grupy) w różnych momentach wymieniają się funkcją sekcji rytmicznej - świetnie słychać to we wspaniałym "Strange Things" z płyty "Sparrow Quartet", najlepszym chyba utworze tego CD, ale też w "A Fuller Wine" z tego samego krążka:
Z ciekawostek warto jeszcze zwrócić uwagę na technikę gry na banjo, stosowaną przez Abigail, zupełnie różną od tego, co robi Béla Fleck. Podczas gdy Fleck używa tzw. "techniki trzech palców", w której struny szarpane są specjalnymi pazurkami zakładanymi na trzy palce prawej ręki, Abigail raczej uderza niż szarpie struny i robi to bezpośrednio za pomocą paznokci (technika "clawhammer"). W efekcie dźwięk banjo Flecka jest krystalicznie czysty, podczas gdy banjo Abigail brzmi bardziej matowo i pełni rolę głównie podkładu rytmicznego - dzięki czemu pomysł zespołu zawierającego 2x banjo, skrzypce i wiolonczelę okazuje się być równie sensowny, co dwie gitary, perkusja i bas.
Skoro już mowa o Flecku, to trzy radosne wiadomości z akustycznej planety.
Po pierwsze, długo oczekiwany projekt - podróż Flecka do Afryki ("Throw Down Your Heart - Béla Fleck takes banjo back to Africa") i związane z tym sesje z udziałem tamtejszych muzyków oraz film kręcony w trakcie tej podróży - stanie się wreszcie dostępny dla szerszej publiczności, i to już w marcu. Film był do tej pory pokazywany tylko na festiwalach filmowych w USA, ale ma wkrótce zostać wydany na DVD - pewnie będzie to jedyna możliwość obejrzenia go w Polsce, chyba że ktoś wpadnie na pomysł ściągnięcia go tu np. na jakiś przegląd filmów dokumentalnych. Co ważniejsze, materiał muzyczny z sesji zorganizowanych w Afryce ukaże się wkrótce na oficjalnej płycie, zatytułowanej - uwaga - "Tales from the Acoustic Planet III: The Africa Sessions". Biorąc pod uwagę dwie poprzednie części "Tales..." można być spokojnym - jak zwykle czekamy na materiał z najwyższej półki.
Pomysł Flecka polegał na tym, by poszukać w Afryce, kolebce banjo, instrumentów mogących być pierwowzorem jego własnego oraz muzyków na nich grających, i znaleźć miejsce dla dzisiejszego banjo w muzyce jego przodków. Już udostępnione fragmenty muzyczne budzą dreszcz na plecach - wygląda na to, że udało mu się całkowicie. Efekt jest tym piękniejszy, że Fleck nie stroi się na gwiazdora, który przyjechał pograć z nieznanymi nikomu muzykami - traktuje ich twórczość i dziedzictwo z głębokim szacunkiem i pokorą i faktycznie, stara się dopasować siebie i swój instrument do zastanej kultury bardziej niż zrobić z nich tło dla swoich wirtuozerskich popisów (o co byłoby łatwo).
Więcej informacji na stronie tego projektu: Throw Down Your Heart - są sample muzyczne i trailer filmu.
Po drugie, szykują się koncerty trio w składzie Béla Fleck, Edgar Meyer i Zakir Hussein, po czym również powstanie płyta, prawdopodobnie na podstawie zarejestrowanych koncertów uzupełnionych materiałem studyjnym. Poprzednio współpraca Flecka i Meyera zaowocowała płytą "Music For Two" (Sony, 2004) - zapisem ich wspólnych tras koncertowych (panowie grają razem już wiele lat i są prywatnie bliskimi przyjaciółmi). Płytą świetną, choć nieco przeintelektualizowaną - istnieje szansa, że w poszerzonym składzie, gdzie artyści nie będą w stanie przewidzieć każdego swojego ruchu, da się tego uniknąć.
Po trzecie, prawie cała ubiegłoroczna trasa koncertowa duetu Flecka z Chickiem Coreą (zahaczyła również o Polskę w ramach JVC Jazz Festival) została zarejestrowana i ma z tego być jakieś wydawnictwo. Panowie nie uzgodnili jeszcze podobno czy wydadzą jeden najlepszy koncert w całości, czy wybiorą po najlepszym wykonaniu każdego z utworów z wszystkich nagranych koncertów - mniejsza z tym, grunt że będzie dobra płyta "na żywo", uzupełniająca świetny CD "Enchantment" (Universal, 2008) tego duetu.
Na koniec ciekawostka: z ostatniego pobytu w Polsce Fleck na swoim blogu nie ma zbyt miłych wspomnień - rozwodzi się głównie nad tym, jak to przytrzasnął sobie palec drzwiami w hotelu. Wspomina również Salę Kongresową i fakt, że dziesięć lat wcześniej występował tam z Flecktonami (Warsaw Summer Jazz Days, bodaj w 1996). Wpis kończy się smutnym stwierdzeniem, że na pytanie Chicka o obecnych na sali bandżystów widownia odpowiedziała głuchą ciszą. Faktycznie, rozejrzałem się - Staśka Wielanka nie było wśród publiczności.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Słowa - klucze
- d(^-^)b -
-koncerty-
*ACT
*ArtistShare
*Blue Note
*ECM
*jazzland
*Ninja Tune
*Nonesuch
*Rockers
*Rounder
*Samadhi
#americana
#classical
#electro
#jazz
#new acoustic
#nujazz
#post-rock
#world
Abbie Gardner
Abigail Washburn
Anthony da Costa
Arvo Pärt
Béla Fleck
Bill Frisell
Bugge Wesseltoft
Cuong Vu
David Sylvian
e.s.t.
Edgar Meyer
Enya
Gabriela Montero
Jaga Jazzist
Jayme Stone
Joanne Shenandoah
Lars Danielsson
Lee Townsend
Mari Boine
Nils Landgren
Nils Petter Molvær
Pat Metheny
Steve Jansen
Steve Tibbetts
The Cinematic Orchestra
Tides From Nebula
Ulf Wakenius
Wolfgang Haffner
0 komentarze:
Prześlij komentarz