Między innymi strunami

Między stronami

Rating My Music

czwartek, 8 stycznia 2009

GabrieLista przebojów, notowanie I

Okazuje się, że mając ośmiotygodniowe dziecko wcale nie jest tak łatwo słuchać w domu muzyki. Co wcale nie oznacza, że się nie da - trzeba tylko zwrócić uwagę bardziej szczególną niż zwykle na to, co wkłada się do odtwarzacza. Siłą rzeczy, trzeba zacząć od metody prób i błędów, bo kto to wie co się takiemu małemu człowiekowi zrazu spodoba a co skrzyczy głośno a wyraźnie? Tym bardziej cieszą te momenty, gdy coś w małym ssaku "zaskoczy" i jeszcze spodoba mu się nie tylko za pierwszym, ale też za drugim i fefnastym razem.

Pierwszą piosenką, którą Gabriel usłyszał na tym świecie, była "It's Raining Men" w wersji Geri Halliwell - na porodówce pielęgniarki miały włączony RMF FM. Chyba mogło być gorzej, nawet nie płakał za bardzo. Natomiast zaraz po porodzie uraczyliśmy go muzyką, której słuchał razem z mamą przez całą ciążę, czyli trzema płytami Joanne Shenandoah, indiańskiej pieśniarki pochodzącej z plemienia Irokezów. Piękna, w większości spokojna muzyka, przywodząca na myśl akwarelowe pejzarze kanionów i prerii Dzikiego Zachodu, nie pozbawiona nuty nostalgii za utraconą więzią z Ziemią. Bardzo przyjemne minimalistyczne granie, o lata świetlne odległe od wspomaganej automatem perkusyjnym pierzastej indiańskiej cepelii rodem spod Domów Centrum (wykonywanej zresztą przez Indian z Ameryki Południowej - aż przykro patrzeć, wiedząc jak bogata jest ich własna kultura). Dość na tym, że Młody do dziś lubi przy tym zasypiać.

Jego drugą faworytką (kolejna kobieta w zestawieniu) jest Enya, do której sam w dzieciństwie miałem dużą sympatię. Do zasypiania - wciąż fantastyczna. Gabriel przepada zwłaszcza za ostatnią, zimowo-gwiazdkową "And Winter Came..." , nie gardzi też "A Day Without Rain", natomiast mniej lubi wiekowe "The Celts" (już 22 lata!). A przy okazji przeżyłem ciężki szok, gdy wyczytałem na Wikipedii: "Enya is Ireland's best-selling solo artist and is officially the country's second biggest musical export, after the band U2, her record sales stand at 75 million as of 2008." Kto by pomyślał...


Minimalizmem, jeszcze większym niż w przypadku Shenandoah, cechuje się pierwsza ECM'owa płyta Młodego, "Alina" (ECM New Series 1591, 1995) estońskiego kompozytora Arvo Pärta (choć zgodnie z Wiki to podobno nie tyle minimalizm co hesychia). Gdy ją zapętlić, Gabryś traktuje tę płytę jak niekończącą się kołysankę - i nic dziwnego, bo chwilami więcej tam ciszy niż w Cage'owskich 4'33". Dodatkowo gwarantowane nieoczekiwane wrażenia estetyczne, gdy za oknem zamieć i śnieg po uszy jak wczoraj - utwory Pärta brzmią wtedy jak ścieżka dźwiękowa do spokojnej, zimowej bajki. Trzeba tylko uważać na przedawkowanie - przesłuchanie "Aliny" więcej niż siedem razy może grozić niekontrolowanym chlipaniem, nosem na kwintę i innymi objawami depresji.

Zdecydowanie ulubiona płyta Gabriela to natomiast "Christmas With My Friends" Nilsa Landgrena (ACT, 2006), a zwłaszcza siódma ścieżka, Lascia ch’io pianga Jerzego Fryderyka Händla w aranżacji na sześć puzonów. O płycie napiszę więcej przy okazji (czyli pewnie za dziesięć-jedenaście miesięcy), w tej chwili tylko uwaga dla miłośników jazzu ze skandynawi: można tam znaleźć gościnne występy Larsa Danielssona, Ulfa Wakeniusa, Bugge Wesseltofta czy Victorii Tolstoy. I jest na tyle ciekawa, że nie nudzi się nawet dwa tygodnie po świętach :-)



(Notka o tym, co Młody lubi jest dlatego, że miała być o Methenym, ale jego Młody na razie nie trawi, niezależnie czy miałoby chodzić o "Watercolors", "Secret Story" czy "One Quiet Night" - więc nie bardzo jest jak ją zrobić. A podobno dzieci lubią słodkie...)

0 komentarze: